Świat się wali – post modowy na blogu Pierwszej Damy!
Czasem zdarza mi się całkiem nieźle ubrać i naprawdę dobrze wyglądać. Niestety, zazwyczaj nie mam wtedy okazji, by uwiecznić fajną stylówkę na zdjęciach innych niż takie przed lustrem. Kiedy zatem, w jeden z ostatnich ciepłych, słonecznych weekendów, Agata z bloga Grubsze Sprawy zgodziła się, by dzielnie pełnić funkcję mojego fotografa, postanowiłam to wykorzystać i pokazać Ci jeden z moich ulubionych zestawów na cieplejsze dni.
Słoneczny dzień, krótki rękawek i wysoka temperatura – kadry w sam raz na początek długiej, polskiej jesieni, prawda? Mogłam, przyznaję się bez bicia, zebrać się i zrobić takie zdjęcia wcześniej. I więcej, żeby więcej ubrań, które lubię, Ci pokazać. Ale wcześniej nie wpadłam na ten pomysł. Mistrzyni opóźnionego zapłonu – to ja!
Kiedy mój samopojazd już mamy za sobą, możemy przejść do opisu ubrań. Chociaż, nie oszukujmy się, cały ten tekst można uznać za samopojazd, no bo spójrz tylko, jakie ja miny mam na tych zdjęciach! Co jedna, to dziwniejsza. Ale pamiętaj, to wszystko wina Agaty, której wyśmienity nastrój udzielił mi się tak bardzo, że nie mogłam przestać się śmiać przez większość naszej sesji. Zazwyczaj wyglądam lepiej. Słowo. No dobra, na poniższym zdjęciu wyszłam całkiem nieźle.
Być może to tylko moje, skrzywione wątpliwie dobrym gustem wrażenie, ale panterkowe ubrania mogą wyglądać całkiem całkiem. Nawet, jeśli są zwieńczone obszytym cekinami dekoltem. Ta tunika, to tak naprawdę tunika plażowa, która plaży nigdy nie widziała. Lekko prześwituje, więc pod spodem mam prosty, biały top na ramiączkach.
Tunika to czysty poliester (wiem, wiem, wstyd, ale naprawdę mi się podobała!), więc, mimo że dedykowana modzie plażowej, to na upały za bardzo się nie nadaje. Ale w chłodniejszy dzień sprawdza się świetnie. I bardzo ładnie się układa, maskując co trzeba.

Mów, co chcesz, ale legginsy uwielbiam! Są ultrawygodne, cudownie podkreślają nogi i noszę je częściej oraz znacznie chętniej niż inne spodnie. Do dłuższych bluzek zawsze są moim pierwszym wyborem.
Do kompletu wybrałam czarne botki z ekoskóry. Sześciocentymetrowy obcas – słupek ładnie wysmukla sylwetkę, a jest zarazem na tyle niewysoki, żebym mogła wygodnie przechodzić w nich cały dzień. Jeśli nie zakładam akurat płaskich butów – decyduję się właśnie na obcas mniej więcej takiej wysokości. Koniecznie słupek, nigdy szpilka.

Czarno-biały strój urozmaiciłam soczyście czerwoną torebką. Mięciutka skóra, wiele kieszonek i duża pojemność – zabieram ją ze sobą zawsze, kiedy wiem, że nie zmieszczę wszystkiego, co potrzebuję, w małej, czarnej torebce, którą noszę na co dzień. Jedynym minusem tej konkretnej są dość krótkie uszy, przez które niewygodnie się ją nosi na ramieniu. Zdecydowanie wygodniej jest w zgięciu łokcia.

Tunika – BonPrix
Legginsy – C&A
Botki – NN
Torebka – Fiorelli
Na koniec, dla superwytrwałych, mam jeszcze jedno zdjęcie. Początkowo postanowiłam, że ono nigdy, przenigdy nie ujrzy światła dziennego, bo wyglądam na nim jak foka, która mówi: „Jack, chcę, abyś narysował mnie jak jedną ze swoich francuskich dziewczyn”*, ale co tam! My tu sami swoi, prawda? Prawda?

*”Titanic”, pamiętasz?